http://zespolmilosierdzie.blogspot.com/nagranie ze Mszy Świętej Akademickiej 9 luty 2014r.wykonuje: Zespół Studencki MiłosierdziePoznań, par. Miłosierdzia Bo Orgon, Marianna, Doryna Doryna wchodzi po cichu i staje niepostrzeżona za Orgonem. ORGON To rozumna odpowiedź. A więc mów w ten sposób, Że nie znasz przyjemniejszych i uczciwszych osób Nad niego, że w twym sercu nosisz jego postać I chciałabyś z mej woli żoną jego zostać. Cóż? MARIANNA Co? ORGON Hę? MARIANNA Jak? ORGON No przecie. MARIANNA Chyba słuch mnie myli? ORGON Jak to? MARIANNA Ja mam powiedzieć, — ojciec chciał w tej chwili, Że czyją w sercu moim mam wyrytą postać, I czyją to ja żoną pragnęłabym zostać? ORGON Tartuffe’a. MARIANNA Nie, w ten sposób ja mówić nie zacznę, Na cóż kłamstwa powtarzać i takie dziwaczne! ORGON Owszem powinnaś mówić prawdę, prawdę całą, Bo ja chcę, by to prawdą dla ciebie się stało. MARIANNA Jak to, ty myślisz ojcze... ORGON Tak jest, córko, myślę Tartuffe’a z naszym domem złączyć przez to ściśle, Więc małżeństwo, gdybyś go za męża przyjęła, Czego pragnę... gdyż ja chcę... spostrzegając Dorynę Skądeś się tu wzięła? To dopiero musisz być stworzeniem ciekawem, By aż tu podsłuchiwać, no, i jakim prawem? DORYNA Doprawdy nie wiem jeszcze skąd się to zaczyna, Lecz to o tym zamiarze nie pierwsza nowina, Już mi ktoś o tym wspomniał, nie pamiętam właśnie Kto; ale uważałam to za prostą baśnię. ORGON Cóż to, wieść niemożliwa? DORYNA I próżno się szerzy, Chociaż pan sam to mówisz, nikt ci nie uwierzy. ORGON Uwierzą mi; jest środek na to dość utarty. DORYNA Tak, tak, my wiemy, że pan mówisz to na żarty. ORGON Żadnych żartów w tym nie ma, to nie jest udanie. DORYNA Strachy! ORGON Tak, moja córko, to się wkrótce stanie. DORYNA Niech panienka nic ojcu nie wierzy w tej chwili, Żartuje. ORGON Ależ mówię... DORYNA Próżno się pan sili, Nikt panu nie uwierzy. ORGON Bo cię mój gniew strwoży... DORYNA Dobrze, już ci wierzymy, ale to tym gorzéj Dla pana. Jak to, pan chcesz by za pańską zgodą Takie rzeczy się działy? człowiek z siwą brodą, Taki jak pan, że się tak powiedzieć ośmielę... ORGON Słuchaj-no, ty tu sobie pozwalasz za wiele, Wiedz o tym, że ja takiej śmiałości nie znoszę. DORYNA Mówmy bez gniewu, panie, o cierpliwość proszę, Czy pan sobie kpisz z ludzi, nawet myśleć o tem, Pańska córka ma złączyć się z takim bigotem! On ma inne zajęcia, pobożne rzemiosło, A potem to małżeństwo cóżby ci przyniosło? Jeśli nawet majątek od pana otrzyma, Toć brać zięcia gołego... ORGON Milcz! jeśli nic nie ma, Stąd zasługi dla niego i szacunku żniwo, Bo jego nędza, pewno jest nędzą uczciwą I każda wielkość na nią chętnie się zamienia. Jeśli pozwolił obrać się ze swego mienia, To dlatego że nie chciał doczesnych dóbr świata, A myśl jego w wieczności przestworzach ulata. Lecz moja pomoc wkrótce tak rzeczy rozstrzygnie, Że wróci do majątku, z kłopotów się dźwignie. Jego dobra są znane w stronach skąd pochodzi, A on sam, jak go widzisz, ze szlachty się rodzi. DORYNA Tak, on to utrzymuje; może prawda, ale Ta próżność z pobożnością nie zgadza się wcale. Kto staraniom o niebo oddaje się cały, Ten z urodzenia swego nie pożąda chwały, Nazwiskiem się nie szczyci w nierozsądnej dumie, Bo ambicja z pokorą złączyć się nie umie. Na co ta pycha?... Widzę, że już się pan złości, Więc o samym już będę mówić jegomości. Pan wyrzuty sumienia miałby nieustanne, Za takiego niezdarę wydać taką pannę. A potem pomyśl-że pan, że w czas bardzo krótki, Z tego małżeństwa jakie wynikłyby skutki? Wiedz pan, że się kobiety cnotę tym naraża, Gdy przeciwko swej woli idzie do ołtarza I kiedy się jej skłonność gwałtem przezwycięża. Cnota żony zależy od przymiotów męża, A wyśmiani, których świat wytyka palcami, Żony swoje tym czym są, uczynili sami I niewierność w tym razie wcale nie jest zdrożna, Gdy męża w żaden sposób pokochać nie można. A kto córkę chce gwałtem przymusić w tej mierze, Ten rachunek przed Bogiem za jej błędy bierze. Pomyśl pan jaki ciężar uczujesz w tym względzie. ORGON A toć ona rozumu mnie dziś uczyć będzie! DORYNA Lepiej byś pan tu rządził idąc za mym zdaniem. ORGON Zostaw ją, moja córko, z jej głupim gadaniem. Co dla dziecka potrzeba ojciec wie najlepiéj, Ten Walery niechaj się od ciebie odczepi; Dałem mu wprawdzie słowo, ale jego wina, Że jest graczem i mają go za libertyna. Nie modli się, w kościele widują go mało. DORYNA Chcesz pan, by nabożeństwa godzinę miał stałą. Po to, by go widziano, ma bywać w kościele? ORGON Proszę cię przestań i tak gadałaś za wiele. Tamtemu niebo sprzyja i łaski ma boże, Jakież bogactwo ziemskie z tym zrównać się może? Wasz związek, gdy otrzymasz miano jego żony, Przyjemnością, słodyczą będzie przepełniony, Życie wam jakby w raju na modlitwie zleci, Jak turkawki będziecie żyć, jak małe dzieci; Nigdy zajść między wami, nigdy kłótni plama, Na koniec zrobisz z niego to, co zechcesz sama. DORYNA Ona to zrobi z niego, że kozłem zostanie. ORGON Oj, to gada! DORYNA Wygląda na to powołanie. Mimo cnoty panienki, ja najmocniej wierzę, Że przeznaczenie jego spełni się w tej mierze. ORGON Przestań-że mi przerywać i przez miłość nieba, Nie sadzaj tam języka, gdzie go nie potrzeba. DORYNA Jeżeli przez życzliwość pańskiej sprawy bronią... ORGON Za wiele życzliwości, nie proszę cię o nią. DORYNA Z przywiązania... ORGON Ja nie chcę. Gdy ktoś nie pozwoli... DORYNA A ja chcę pana kochać mimo pańskiej woli. ORGON Ach! DORYNA Tak czci pańskiej bronię jakby własnej głowy, Nie chcę byś siebie rzucał na pastwę obmowy. ORGON Przestaniesz ty mi gadać? DORYNA To jest obowiązek, Bronić panu, byś córce doradzał ten związek. ORGON Będziesz milczeć ty wężu? bo zuchwalstwa znaki... DORYNA Ach! pan jesteś pobożny i w gniew wpadasz taki. ORGON Bo już mnie w wściekłość wprawia ta historia cała; Każę ci najsurowiej, ażebyś milczała. DORYNA Dobrze, lecz będę myśleć; to pana nie złości? ORGON Myśl sobie, kiedy tak chcesz, ale myśl w cichości. do córki I nie mów ani słowa. Ja wszystko w tej mierze Obmyślałem rozważnie. DORYNA A to wściekłość bierze, Nie móc mówić. ORGON Z urody choć się nie przechwala, Tartuffe jest jednak wcale... DORYNA Tak jest piękna lala. ORGON Przystojny i sympatię obudzić jest w stanie, Jego cnoty... DORYNA Ślicznego mężulka dostanie. Orgon obraca się do Doryny i z rękami założonymi wpatruje się w nią. Gdyby ze mną mężczyzna spełnił taką zbrodnię, Po ślubie karę za gwałt miałby niezawodnie, I zaraz po weselu doszedłby sekretu, Że kobieta ma zawsze pole do odwetu. ORGON do Doryny Więc moja wola za nic tu jest uważana. DORYNA Czego pan chcesz, wszakże ja nie mówię do pana. ORGON A cóż teraz robiłaś? DORYNA Do pana nic a nic, Ja do siebie mówiłam. ORGON Zuchwalstwo bez granic, Lecz wnet je tęgim razem skrócę w sposób znany. przygotowywa się do dania policzka Dorynie i za każdym wyrazem, który wymawia, obraca się do Doryny, która stoi nic nie mówiąc Moja córko, powinnaś potwierdzić te plany, I jeśli wybór męża dla ciebie się zmienia, do Doryny Mów-że co! DORYNA Nie mam sobie nic do powiedzenia. ORGON Tylko słóweczko. DORYNA Ja chcę milczeć. ORGON To nie sztuka, Czekałem tylko słówka. DORYNA Niech pan głupiej szuka. ORGON do córki Na koniec ojca wolę będziesz mieć na względzie, I sądzę, że małżeństwo wkrótce się odbędzie. DORYNA uciekając Ja za niego nie poszłabym za nic na świecie. ORGON po daremnej próbie dania policzka Dorynie Ty zarazę przy sobie trzymasz moje dziecię; Bez grzechu nie mógłbym tu wytrzymać z nią dłużéj, Tak mnie strasznie zmęczyła. Kłótnia umysł nuży, Pali mnie głowa, czuję, mówiłbym od rzeczy, Pójdę — wolne powietrze może mnie Doryna DORYNA Cóż znaczył ten w milczeniu upór nieustanny? Czyż to mnie wypadało przyjąć rolę panny? Ścierpieć by pannie związek radzono szalony, Bez żadnego oporu, bez słówka z twej strony. MARIANNA Przeciwko woli ojca cóż począć w potrzebie? DORYNA Po prostu, taką groźbę odwrócić od siebie. MARIANNA Jak? DORYNA Mówić, że w wyborze gusta same biegą, Więc że dla siebie za mąż chcesz iść, nie dla niego; Ponieważ to dla ciebie ten związek się składa, Więc tobie, a nie ojcu wybierać wypada. Gdy dla niego jest Tartuffe przystojny i młody, To może się z nim żenić bez żadnej przeszkody. MARIANNA Przyznaję, władza ojca przejmuje mnie trwogą, Słowa oporu z ust mych wyrwać się nie mogą. DORYNA Rezonujmy: Walery kocha ciebie szczerze, A panienka go kocha? cóż? MARIANNA Rozpacz mnie bierze! Nawet i ty Doryno i ty jesteś w stanie Zrobić w sposób poważny, tak dziwne pytanie? Czy żem ci ze sto razy o tym nie mówiła, Że go kocham i jaka jest mych uczuć siła? DORYNA Alboż ja wiem, czy serce mówiło przez usta? Czy to miłość prawdziwa, czy zabawa pusta? MARIANNA Krzywdzisz mnie, kiedy wątpisz o tym choć na chwilę, Ja ukrywać tę miłość nawet się nie silę. DORYNA Więc panna myśli o nim? MARIANNA Stale, nieustannie. DORYNA Jak się zdaje, on również zakochany w pannie. MARIANNA Tak sądzę. DORYNA Więc rzecz łatwa jest do przewidzenia, Że chcecie się połączyć. MARIANNA O tak, bez wątpienia. DORYNA A z tym drugim co będzie, by skończyć ambaras? MARIANNA Jak mi gwałt zrobić zechcą, zabiję się zaraz. DORYNA Ślicznie! żeśmy też dotąd o tym nie myślały! Zabije się panienka — środek doskonały, Lekarstwo przecudowne. Człowiek w wściekłość wpada, Gdy usłyszy, jak mu kto takie rzeczy gada. MARIANNA Mój Boże! czym się w tobie współczucie obudzi, Kiedy nie masz litości nad nieszczęściem ludzi. DORYNA Nie mam współczucia, gdy ktoś słowa składa zgrabnie, A jak przyjdzie do rzeczy, to jak panna słabnie. MARIANNA Jestem nadto trwożliwa. DORYNA I to mnie też złości, Bo miłość w sercu wielkiej wymaga stałości. MARIANNA Tak, a dla Walerego cóż się pozostanie; Otrzymać mnie od ojca, to jego zadanie. DORYNA Jeżeli ojciec panny jest dzikim człowiekiem, Nabiwszy sobie głowę Tartuffem jak ćwiekiem, Chce teraz cofać słowo i kręcić zaczyna, To na kochanka panny stąd ma spadać wina? MARIANNA Jeśli tamtym zbyt głośno wzgardzić się ośmielę, Dowiodę, że mam w sercu miłości za wiele Dla Walerego, że on jeden tam się mieści; A gdzie powinność córki, a gdzie wstyd niewieści? Chcesz, by wiedzieli wszyscy... bo świat się nie nagnie... DORYNA Nie, ja nic nie chcę. Widzę, że panienka pragnie Należeć do Tartuffe'a i po mojej stronie, Błąd wielki, że od tego związku pannę bronię. Co ja mam za interes zwalczać twoje chęci, To jest wyborna partia, słusznie pannę nęci. Pan Tartuffe! ho, ho! cóż to, biorąc rzecz inaczéj, Pewno pan Tartuffe także dużo w świecie znaczy. Ludzie go cenią, jego przyjaźnią się szczycą, To wielkie szczęście zostać jego połowicą. Nie ma czym tak wycierać ust, jego osoba Znakomita, jest szlachcic, przy tym się podoba, Bo ma uszy czerwone, cerę też czerwoną I szczęśliwą zostaniesz, będąc jego żoną. MARIANNA Mój Boże! DORYNA Próżno mówić, język się wytęża, Jaki los świetny dostać tak pięknego męża! MARIANNA Ulituj się nade mną i skończ już te żarty, Aby wynaleźć środek, mów w sposób otwarty. Wszystko zrobię, co każesz, by zerwać ten związek. DORYNA Nie! posłuszeństwo ojcu córki obowiązek, Choćby ci dał za męża małpę, nie człowieka, Czego się panna skarży? świetny los cię czeka. Do miasta, skąd pochodzi, w nowym koczobryku Pojedziecie z nim razem; tam znajdziesz bez liku Wujów, kuzynów jego, a co pójdzie za tem, Wkrótce poznasz się w mieście z całym wielkim światem; Z ławnikiem, burmistrzową, z całą miejską władzą, Przez szacunek miejsce ci na kanapie dadzą. Później, możesz nadzieję mieć, że w karnawale W takim mieście dla ciebie będą dawać bale, Gdzie do tańca przygrywać będą kobzy ładnie, A może i fagoty sprowadzić wypadnie. Z mężem, by ta rozrywka nie była jedyną, Pójdziesz na marionetki czasem... MARIANNA O Doryno! Poradź mi, zamiast męczyć. DORYNA Jestem panny sługą. MARIANNA Przez litość, chcesz mnie zabić, męcząc mnie tak długo. DORYNA Nie, za karę potrzeba, aby się tak stało. MARIANNA Moja droga! DORYNA Nie! MARIANNA Duszę odkrywam ci całą. DORYNA Nie chcę, próżne błagania będą z panny strony; Pokosztujesz Tartuffe'a, dla panny stworzony. MARIANNA Wszak jam ci wszystko była powierzyć gotową, Zrób to. DORYNA Nie, będziesz panna panią Tartuffe'ową. MARIANNA Dobrze, kiedy niedola moja cię nie wzrusza, Zostaw mnie, a w rozpaczy pogrążona dusza Wynajdzie sobie środek: tak jest, w samej rzeczy Znam lekarstwo, które mnie z wszystkiego uleczy. chce odchodzić DORYNA Wróć się panna. Po cóż brać moją złość tak ściśle, Mimo to co mówiłam, pomagać ci myślę. MARIANNA Gdyby się wola ojca gwałtem w tym uparła, Potrzeba, widzisz sama, ażebym umarła. DORYNA Niech się panna nie martwi, znajdziemy w tej biedzie Sposób. Ach! pan Walery właśnie tutaj Marianna, Doryna WALERY Doszła mnie tu przed chwilą nowina wesoła Proszę pani, o której nie wiedziałem zgoła. MARIANNA Co? WALERY Że w pani Tartuffe'a mam powitać żonę. MARIANNA To zamiary przez mego ojca ułożone. WALERY Przez ojca pani... MARIANNA Tak jest i wskutek tej zmiany, Przed chwilą mi przedstawiał nowe swoje plany. WALERY Na serio? MARIANNA O! nie było tu mowy o żarcie, Zalecał mi ten związek głośno i otwarcie. WALERY A jakiż wola pani obrót w tym przybiera? MARIANNA Ja nie wiem. WALERY To odpowiedź uczciwa i szczera. Nie wiesz? MARIANNA Nie. WALERY Nie? MARIANNA Niech pańskie rady drogę wskażą. WALERY Ja radzę pójść za niego, gdy tak pani każą. MARIANNA Radzisz mi pan? WALERY Tak. MARIANNA Szczerze? WALERY Nie można uczciwiéj; Związek ten, tak zaszczytny, panią uszczęśliwi. MARIANNA Przyjmuję pańską radę. WALERY Cokolwiek wypadnie, Spełnić tę radę przyjdzie pani bardzo snadnie. MARIANNA Tak jak jej udzielenie pańską duszę rani. WALERY Jam to powiedział, aby spodobać się pani. MARIANNA Jam ją także dlatego wypełnić gotowa. DORYNA schodząc w głąb sceny Zobaczmy, jak się skończy cała ta rozmowa. WALERY Tak się to kocha! Oto miłości rozkosze! Kiedy ty... MARIANNA Och! przestańmy o tym mówić, proszę. Powiedział pan otwarcie, słowa się nie zmażą, Że powinnam iść za mąż, tak jak mi rozkażą; A ja znowu oświadczam, że jestem gotowa Tę radę tak zbawienną spełnić co do słowa. WALERY Nie trzeba się tłumaczyć winą z mojej strony, Ten zamiar był przez panią dawno ułożony I nasunąłem tylko sposobność przyjemną, Żebyś z niej korzystając, mogła zerwać ze mną. MARIANNA Prawda! dobrze pan mówisz. WALERY W tym przyczyna cała, Żeś pani nigdy dla mnie nic w sercu nie miała. MARIANNA Niestety! wolno panu sądzić mnie w tym względzie. WALERY Wolno mi; lecz w tej sprawie inny koniec będzie I chociażem się pani dał uprzedzić bardzo, Znajdę takie, które też mym sercem nie wzgardzą. MARIANNA O! pan łatwo wzajemność pozyskasz kobiety. Wszakże pańskie zalety... WALERY Porzućmy zalety. Mam ich za mało, pani za dowód mi stanie; Lecz jeszcze znajdę taką, mam to przekonanie, Co zechce szczery udział przyjąć w mej niedoli, I po mej stracie kochać się jeszcze pozwoli. MARIANNA Strata nie jest tak wielką i ta losu zmiana, Bardzo się łatwo w radość zamieni dla pana. WALERY Będę się o to starać; bo godność się kładzie W tym, aby jak najprędzej zapomnieć o zdradzie; A ten, którego szczęście w ten sposób się złamie, Gdy nie może zapomnieć, niech pozorem kłamie; Niechaj na obojętność udaną się sili, Bo to hańba kochać tych, co nas porzucili. MARIANNA Takie uczucie dla mnie szczytnym się wydaje. WALERY Słusznie, bo je świat cały za takie uznaje. Jak to? sądziłaś pani, że już w głębi duszy Nic nigdy mej miłości dla ciebie nie skruszy, Że kiedy mnie porzucasz, pokocham tym bardziéj, Nie oddam innej serca, którym pani gardzi? MARIANNA Moje myśli, jak widzę, znasz pan bardzo mało; Ja bym chciała, przeciwnie, by się już tak stało. WALERY Chciałabyś pani? MARIANNA Tak jest. WALERY Nazbyt ostro ranią Te słowa, a więc idę zadowolić panią. zwraca się do wyjścia MARIANNA Bardzo dobrze. WALERY zwracając się Ja tylko słucham pani zdania, Proszę pamiętać, że to jedynie mnie skłania. MARIANNA Tak. WALERY jak wyżej I że pani zamiar spełniłem w tym względzie. To pani przykład. MARIANNA Przykład mój, niech i tak będzie. WALERY odchodząc A zatem idę spełnić treść pani rozkazu. MARIANNA Tym lepiej. WALERY wracając Już mnie w życiu nie ujrzysz ni razu. MARIANNA Dobrze. WALERY wracając Co? MARIANNA Co? WALERY Mówiłaś i słowo łaskawsze... MARIANNA Nic nie mówiłam. WALERY Zatem odchodzę na zawsze. Żegnam panią, i... MARIANNA Żegnam pana. DORYNA do Marianny A ja wnoszę, Żeście oboje rozum stracili po trosze. Dałam się wam spokojnie wykłócić do woli, By wiedzieć, co wyniknie z całej tej swawoli. Hola! panie Walery! zatrzymując go za rękę WALERY udając że się opiera Czego chcesz, Doryno? DORYNA Wróć się pan. WALERY Nie, przez wzgardę i uczucia giną. Nie wstrzymuj mnie, wypełnię to, co każe ona. DORYNA Wstrzymaj się pan. WALERY Nie, to już rzecz postanowiona. DORYNA Ach! MARIANNA na stronie Drażni go mój widok, więc odejść stąd wolę. Tak, ustąpię, będzie miał tutaj wolne pole. DORYNA puszczając Walerego i biegnąc za Marianną Teraz drugie; dokądże? MARIANNA Puść mnie. DORYNA Ależ przecie! MARIANNA Nie mogę tu pozostać, nie, za nic na świecie. WALERY na stronie Jej wstręt do mnie objawia się na każdym kroku; Potrzeba ją uwolnić od mego widoku. DORYNA puszcza Mariannę i biegnie za Walerym Dosyć do licha, skończcie raz te niepokoje. Zaprzestać mi tych żartów! chodźcie tu oboje. bierze za ręce Walerego i Mariannę i prowadzi ich razem WALERY do Doryny Jakiż twój zamiar? MARIANNA do Doryny Co chcesz w tym wszystkim odmienić? DORYNA Najprzód chcę was pogodzić, a potem pożenić. do Walerego Czyś pan zwariował, dzisiaj zwodzić taką kłótnię! WALERY Nie widziałaś, jak do mnie mówiła okrutnie. DORYNA do Marianny To szaleństwo, dziś gdy się tworzy taki przedział. MARIANNA Chyba żeś nie słyszała, co do mnie powiedział. DORYNA do Walerego To głupstwo obustronne. Pragnie jak najszczerzéj Dla pana się zachować, niechże mi pan wierzy. do Marianny Zostać twym mężem, jego pragnienie jedyne, On o tym jednym marzy tylko, niechaj zginę. MARIANNA do Walerego Kto kochając, podobną radę dawać będzie... WALERY do Marianny Kto kochając, o radę pyta w takim względzie... DORYNA Oboje zwariowali i przyznać się boją. Dajcie mi ręce. WALERY dając rękę, do Doryny Na co? DORYNA do Marianny Daj mi panna swoją. MARIANNA dając rękę Lecz na co się to przyda? DORYNA By skończyć rzecz całą. Wy się bardziej kochacie, niż wam się zdawało. Walery i Marianna trzymają się za ręce nie patrząc na siebie. WALERY Na co ten przymus, sądzę, że można najprościéj Popatrzeć w moje oczy, w twarz, bez żadnej złości. Marianna obraca się do Walerego uśmiechając się. DORYNA Widzieć takich szaleńców rzecz bardzo ciekawa. WALERY do Marianny Bo skarżyć się na ciebie, czyliż nie mam prawa? Czyż nie jesteś złośliwą, — nazywam rzecz skromnie, — Ażeby takie rzeczy dzisiaj mówić do mnie. MARIANNA A ty! czyliż niewdzięczność dalej sięgać może... DORYNA Dokończycie tych sporów, ale w innej porze. Pomyślmy, z ojcem panny jak rzecz skończyć ładnie. MARIANNA Tak! powiedz, jakich środków użyć nam wypadnie. DORYNA Będziem się bronić w sposób skryty i otwarty. do Marianny Ojciec panny kpi sobie. do Walerego To są czyste żarty. do Marianny Jednak najlepiej będzie, według mego zdania, Niechaj panna do jego zamiarów się skłania, Abyś w razie nacisku mogła z swojej strony Powstrzymać na jakiś czas związek zamierzony. Byle czas był, z wszystkiego można wybrnąć snadnie. Najprzód jakaś choroba na pannę wypadnie, Potem, gdy już cierpienia panienki ustaną, Znajdziemy nową zwłokę i niespodziewaną, Na którą bardzo łatwo wszyscy się dziś łapią, Oto, przeczucia smutne wciąż panienkę trapią: Spotkałaś pogrzeb wczoraj, dziś zbiłaś zwierciadło, To znów o mętnej wodzie w nocy śnić wypadło. Na koniec, masz najprostsze do zwłoki powody, Bo do ślubu koniecznie potrzeba twej zgody. A zatem rzecz się uda, ale nie inaczej Tylko gdy nikt was od dziś razem nie zobaczy. do Walerego Idź pan, swoich przyjaciół używaj w potrzebie, By do nas upominać się przyszli za ciebie. My tutaj pobudzimy brata do działania I macocha się również bardziej do nas skłania. A teraz do widzenia. WALERY do Marianny Cokolwiek bądź zrobię, Cała moja nadzieja jedynie jest w tobie. MARIANNA do Walerego Nie wiem, czy wolę ojca me prośby rozbroją, Lecz niczyją nie będę, Walery, jak twoją. WALERY Twe słowa jak rozkosznie moje serce ceni... DORYNA Kochankowie w rozmowie są nienasyceni! Wychodź pan. WALERY Ale... DORYNA Proszę nie gadać tak długo; Ruszaj pan w jedną stronę, a panna chodź w drogą. Doryna wypycha ich i zmusza do rozłączenia. "Słowa Jego są słodyczą" W parafii św. Stanisława Kostki w Poznaniu czytamy Księgę Sędziów, także Jozuego i Przysłów Kiedy zaczynamy czytać słowo Boże, wtedy ono „czyta” nasze życie. My „czytamy” Boga, a On „czyta” nas. Na tym polega Boże czytanie — lectio divina. Duch Boży, który tchnie kędy chce, wyznacza czytającemu drogę do spotkania z życiem zawartym w Jego słowie. To słowo Boże wyznacza rytm życia, a więc także rytm modlitwy serca — „rytm” naszych słów. Boże czytanie nie jest sposobem modlitwy, ustalonym przez człowieka. Jest modlitwą „ustalaną” w człowieku przez słowo Boże. Starożytni chrześcijanie unikali proponowania metod modlitwy, ponieważ nie chcieli, aby duch ludzki przywiązywał się do metod, zamiast do słowa Bożego, które przekracza wszelkie schematy rozumowania. Słowo jest nieprzewidywalne, prowadzi zawsze drogami nowymi, do tej pory nieznanymi. Zanim nastały szkoły duchowości, a z nimi metody modlitwy myślnej, podkreślano jedną modlitwę — tę zakorzenioną w tekście biblijnym. Modlitwa — według starożytnych pisarzy — jest jak drabina oparta o „ziemię” — o tekst biblijny i sięga aż do nieba — prowadzi przez medytację słowa i modlitwę serca do kontemplacji. Wszystko rodzi się i owocuje z ziarna słowa. To znamienne, że Jan Paweł II w programie na trzecie tysiąclecie zapisał powrót do tej właśnie modlitwy słowem. „Konieczne jest zwłaszcza — stwierdził — aby słuchanie słowa Bożego stawało się żywym spotkaniem, zgodnie z wiekową i nadal aktualną tradycją lectio divina, pomagającą odnaleźć w biblijnym tekście żywe słowo, które stawia pytania, wskazuje kierunek, kształtuje życie” (NMI, 39). Począwszy od średniowiecza, próbowano opisać modlitwę, która rodziła się z Bożego czytania. Podczas modlitewnego spotkania ze słowem Bożym zaobserwowano cztery „momenty”: lectio, meditatio, oratio i contemplatio. Należy je rozumieć nie tyle jako kolejne stopnie modlitwy, ile raczej jako uzupełniające się momenty w jednym jedynym doświadczeniu żywego spotkania ze słowem. To, co dzieje się z czytającym, kiedy z wiarą otwiera się na żywe słowo, przedstawił kartuz Guigo II, któremu nota bene przypisuje się ów klasyczny „podział na cztery” w opisie lectio divina: „To tak, jakby czytanie podawało ustom jeszcze stałe pożywienie, medytacja je przeżuwała i przełamywała, modlitwa je smakowała; kontemplacja utożsamia się także ze słodyczą, która wzbudza radość i pokrzepienie”. Lectio divina zatem to spotkanie ze słowem, które karmi nas życiem Bożym. W lectio czytający otwiera „usta” na treść słowa; w meditatio „trawi” je; w oratio „smakuje” słowa, tak iż serce, dotknięte jego smakiem, zaczyna modlić się do Boga — raz Go uwielbia, innym razem błaga czy korzy się przed Nim; w contemplatio zaś doświadcza łaski takiego stanu rozmiłowania w słowie, że wręcz utożsamia się z jego treścią, więcej: jednoczy się ze Słowem Osobowym, tak iż może powiedzieć: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Konkretne wydarzenie Najpierw uchwyćmy tekst (Łk 24,13-35) w jego całości. Dokonajmy krótkiej syntezy lektury duchowej, by potem, krok po kroku, „zbierać” i zgłębiać słowo. Łukasz w niezwykle żywy i obrazowy sposób relacjonuje historię dwóch uczniów, którzy — rozgoryczeni wydarzeniami „ostatnich dni” — uchodzą z Jerozolimy do Emaus. Nie wiedzą, że idą donikąd. „Zgarbieni” przez cierpienie, potrafią dzielić się jedynie bólem. Podczas gorącej wymiany zdań, która bardziej przypominała kłótnię niż dialog, spotykają, nie wiedząc o tym, Zmartwychwstałego. Rozmawiają z Nim w drodze, aż do wieczora, a z każdym krokiem zmienia się ich stan ducha. Ujęci osobą i słowami Nieznajomego, nalegają, by pozostał z nimi. Wchodzą razem do domu. Siadają do stołu i rozpoznają Go przy łamaniu chleba, ale wtedy On znika im sprzed oczu. Ich serca płoną. W tej samej chwili wstają od stołu i wracają do Jerozolimy — dokładnie tam, skąd uciekli. Spotykają innych, którzy już wiedzą o Jego zmartwychwstaniu. Oni też dzielą się swoim doświadczeniem. Razem „smakują” życie. Dlaczego Łukasz opisał to wydarzenie? Z pewnością kierował się jakąś intencją. Przywołanie historii dwóch uczniów musiało mieć duże znaczenie dla wspólnoty. Dla niej je zredagował. We wspólnocie Łukasza prawdopodobnie pojawił się kryzys wiary, spowodowany sytuacją historyczną i społeczno-religijną. I oto Ewangelista, pasterz wspólnoty, przypomina doświadczenie uczniów Jezusa, którzy żyli bardzo blisko Niego, ale pośród historii uwikłanej w grzech, pośród niezrozumiałych wydarzeń i cierpienia, nie potrafili odnaleźć sensu życia i obecnego wśród nich Jezusa. Nie widzieli Go i nie doświadczali Jego bliskości. Byli rozczarowani, bo spodziewali się, że On przemieni świat i ich wyzwoli. I chociaż inni z przekonaniem powtarzali, że On żyje, oni wątpili. Nie dostrzegali Jego działania we własnej codzienności. Nie zauważyli, że historia ich życia jest historią zbawienia. Łukasz, opisując pod natchnieniem to wydarzenie, pozostawił i nam żywe słowo, w którym tchnie Duch. Ewangelizuje nas samych, nasze wspólnoty, ilekroć z wiarą i uważnym sercem słuchamy. Duch bowiem tchnął nie tylko w chwili, gdy Łukasz zapisywał konkretne słowa, ale tchnie także „tu i teraz”, gdy czytamy je z wiarą. On zapewnia Pismom „wieczną młodość” (św. Ireneusz). Słowo jest „żyjące i skuteczne” (por. Hbr 4,12). Historia idących do Emaus powtarza się codziennie w Kościele i w świecie. Wszystko, co wydarzyło się w drodze, ma miejsce w naszym życiu, które toczy się między Jerozolimą a Emaus. Pamiętajmy, że Łukasz pisze Ewangelię dla uczniów, którzy, jak my, znali prawdę o zmartwychwstaniu Chrystusa, ale którzy pośród doświadczeń zdają się ją gubić, jakby pozostając przy wydarzeniach Wielkiego Piątku. Gdy ponownie odkryją dobrą nowinę o tym, że Jezus żyje, stanie się ona światłem, które rozświetli ich mroczną historię i zawróci ich z drogi rozczarowania i zwątpienia. Pozwoli im wrócić do Jerozolimy i na nowo odnaleźć siebie i swoją wspólnotę. Nam ta Ewangelia może codziennie wyjaśniać to, co aktualnie przeżywamy. W tradycji Kościoła wydarzenie opisane przez Łukasza przedstawiane jest jako „ikona” lectio divina. Jest to, w rzeczy samej, pierwsza lectio divina w chrześcijańskim znaczeniu (L. Saraceno). Pokazuje, na czym polega Boże czytanie Biblii w codzienności, jak prowadzi ono do „pałania serca” i kontemplacji, jak pomaga odczytać na nowo kierunek i sens życia. Mistrzem na tej drodze jest sam Jezus i Jego słowo. Spróbujmy w takim właśnie kluczu spotkać się z ewangelicznym opisem Łukasza. Chciejmy zgłębiać w tym wydarzeniu słowo, które „czyta nasze życie” i pomaga nam zobaczyć, co wydarza się w nas, gdy przyjmujemy je z wiarą. Obserwujmy przy tym uważnie, w jaki sposób nas ono prowadzi, jakie doświadczenia w nas budzi i do czego wzywa. Lectio: odnaleźć i usłyszeć serce tekstu Żywa i skuteczna lectio zakłada należytą auditio. Można bowiem czytać słowo i go nie słyszeć. Tymczasem pierwsze jest: „Słuchaj”. Trzeba najpierw usłyszeć słowo, uchwycić jego sens, jego główne przesłanie. Bez tego „usłyszenia” tekst pozostaje dla nas niemy i „bez sensu”. Tak było z uczniami idącymi do Emaus. Znali Pisma. Znali także samego Jezusa, słuchali Go często. Nie potrafili jednak czytać wydarzeń tak, jak czyta je Bóg. Ich oczy i uszy były na uwięzi własnych przeżyć. Słyszeli głównie siebie, swój ból, swoje oczekiwania... i rozczarowania. Nie byli w stanie usłyszeć więcej. Jest to sytuacja ucznia, który, choć jest „uczonym w Piśmie”, nie jest zdolny — w takim stanie — do duchowej lektury Pisma. Być może przebrnął nawet przez lekturę egzegetyczno-naukową, ale nie potrafi czytać do końca — w Duchu. Oczywiście, czytanie i rozumienie „litery” jest ważne. Bez uchwycenia sensu litery niemożliwe jest czytanie w Duchu. Samo określenie „Pismo” mówi nam, że spotkanie z żywym słowem dokonuje się najpierw przez spotkanie ze słowem pisanym. Jednak spotkanie z „literą” jest dopiero początkiem słuchania słowa. Pierwsze doświadczenie w lectio jest zwykle trudne. Oto pragniemy spotkać się ze słowem niezgłębionym, a napotykamy na ograniczoność „martwych” słów, które nierzadko są jak kamień (M. Masini). Pragniemy spotkać się z żywym słowem, a napotykamy na nieprzystępność litery. Św. Grzegorz tak zapala nas do lectio: „Jak z zimnego kamienia uderzanego młotem wyskakują gorące iskry, tak z czytania słowa Bożego, za natchnieniem Ducha Świętego uwalnia się ogień”. I zachęca: „Ucz się poznawać serce Boga w słowach Boga”. Warto podjąć trud przejścia poprzez „literę” słowa, ponieważ pod nią ukrywa się wciąż nam się udzielające życie Boga. Tym życiem — jak wyraźnie wskazuje św. Łukasz — jest sam Jezus, który wyjaśnia Pisma. W Nim każde wydarzenie staje się zbawcze. To On stanowi centrum tekstu Łukaszowego — nie uczniowie, nie ich oczekiwania czy rozczarowania. Należy rozpoczynać od wsłuchiwania się w Słowo. Kiedy uczniowie zaczynają skupiać się na Nim i słuchać Go, wówczas życiu zostaje przywrócony porządek i właściwy kierunek. Spostrzegamy, że przez Jego słowo wszystko staje się zrozumiałe. Meditatio: słowo dla mnie i o mnie Kiedy udaje nam się odnaleźć serce tekstu, owo centrum, którym jest sam Jezus, wtedy odnajdujemy sedno przesłania. Ono staje się dla nas kluczem do duchowej lektury. Dzięki niemu możemy teraz „zbierać” i zgłębiać słowo dla nas. Rozpoczyna się meditatio. W niej wszystko jest ważne: słowo, które jest zgłębiane, a także ten, kto je zgłębia. Słowo bowiem jest zawsze o mnie i dla mnie. Bóg mówi do mnie, aby przywrócić mi życie, oczyścić je, pogłębić. Im głębiej odczytuję słowo, a w nim Boga, tym głębiej odczytuję swoje życie. Tak dzieje się z dwoma uczniami idącymi do Emaus. Kiedy odczytują sens słowa, to znaczy poznają Jezusa, wtedy poznają głębiej siebie: poznają, że serce w nich pała. Zauważmy jednak, jak poznają Jezusa — serce Pism. Poznają Go przez Pisma. Taka właśnie jest istota medytacji: Pisma interpretują Pisma: scriptura sui ipsius interpres. Słowo wyjaśniane jest przez słowo. Gdy pojawia się Ten, który uczy czytać w Duchu, wtedy rozpoczyna się Boże czytanie. Zwróćmy najpierw uwagę na dynamikę wydarzenia. Dominuje w nim obraz drogi, na której nie brakuje momentów ciemności, bólu, beznadziei, zawodu, ale także pytań, poszukiwań, wielkich pragnień pałającego serca, światła, rozpoznania Chrystusa, który wciąż żyje — zarówno wtedy, gdy uczniowie Go nie rozpoznają, jak i wówczas gdy Go rozpoznają i gdy znika im sprzed oczu. Jest to droga, na której nie brakuje chwil odejścia, ucieczki, zatrzymania i powrotów. Każdy człowiek wierzący może na niej odnaleźć siebie ze wszystkimi swoimi uczuciami, pytaniami, ze smutkiem i z radością (kard. C. M. Martini). Droga, którą podążają dwaj uczniowie, zaczyna się w Jerozolimie, w jej najwyższym punkcie: gdy wszyscy znajomi Jezusa „stali z daleka” (Łk 23,49), patrząc, jak konał i modlił się: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34). Jezus modlił się także za dwóch uczniów, którzy nie wiedzą, co czynią, opuszczając górę i schodząc w dół, do Emaus, najniżej położonej części Judei. Szli coraz bardziej w dół, coraz bardziej pozbawieni nadziei, światła, radości, w dół własnego smutku i rozczarowania. Schodzili — można by powiedzieć — w dół, aż do granicy pytania o sens życia, aż do granicy rozpaczy. Św. Łukasz doskonale wydobył ich stan ducha. Być może przypomina to nasze doświadczenie życia, chwile, gdy „schodziliśmy w dół”, gdy smutek przeważał nad na-dzieją, apatia i lęk nad sensem życia. Kim są uchodzący z Jerozolimy uczniowie? Łukasz napisał: „dwaj z nich”. A więc — jak wynika z kontekstu wydarzenia opisanego wcześniej — dwaj spośród tych, którzy słyszeli od Magdaleny, Jana, Marii, Jakuba, że Jezus zmartwychwstał. Lecz wtedy ich słowa „wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary” (Łk 24,11). Skąd taka reakcja? Kiedy byli na Kalwarii, widzieli z daleka, jakby z zewnątrz, na własne oczy, jak Jezus męczył się i umierał, jak „wyzionął ducha” (Łk 23,46). Nie mogli przebić się przez to, co zewnętrzne, i dostrzec jutrzenkę nadziei, życie pośród koszmarnej ciemności. Ich spojrzenie było czysto ludzkie, takie jak ich serce — nieskore do wierzenia. Tego spojrzenia wiary nie potrafili im także przywrócić inni, którzy byli przy pustym grobie i mieli widzenie aniołów, że On żyje (por. Łk 24,23). Im, uwięzionym w bólu, wydawało się, że tamci „wygadują niestworzone rzeczy”. „Tego samego dnia” — jak podkreśla Łukasz — uczniowie ci opuszczają Jerozolimę; „tego samego dnia”, czyli w stanie bólu i rozgoryczenia. Właśnie dlatego, że byli odurzeni bólem i mieli zamroczone spojrzenie, nie czuli, nie wiedzieli, nie widzieli, że idąc do małej wsi, oddalając się od miejsca, gdzie Jezus nie tylko umarł, ale i zmartwychwstał, idą donikąd. Przez opisany stan przeżyć i zachowanie uczniów natchniony tekst dotyka stanu naszego ducha — tego, co miało lub ma miejsce w naszym życiu: bólu, rozgoryczenia, zwątpienia, mylenia kierunków życia. Warto potem, na modlitwie, wrócić do tego, co wywołuje w nas Łukaszowy opis, starać się zachowywać w sercu słowa, które poruszają nas i konfrontują z naszym życiem. Teraz Łukasz pokazuje nam owych uczniów z bliska. Ujawnia jakby ich ból na twarzach, stan ducha, wspólne cierpienie. Pokazuje ich rozmawiających ze sobą. Nie jest to jednak zwyczajna rozmowa dwóch ludzi, którzy spacerują i sobie gwarzą, idąc do „spokojnej wsi”. Oni „rozmawiali i rozprawiali ze sobą”, żywo dyskutowali. Chodzi więc o ludzi, którzy coś bardzo mocno przeżywają, którzy — jak za chwilę napisze Łukasz — są rozczarowani. Co to znaczy? Czują się zranieni w swych oczekiwaniach, zawiedzeni: „A myśmy się spodziewali...” (w. 21). Kiedy dwóch zranionych mówi o swoich ranach, wtedy ranią się jeszcze bardziej i ból ulega pomnożeniu. Ból rozczarowania więzi ich oczy (zob. w. 16). Ich trudne uczucia mają władzę nad nimi. Widzą tylko ból i nie rozpoznają w przechodniu Jezusa — właśnie Tego, za którym tęsknili, z którym wiązali ogromne nadzieje i po którym się tyle spodziewali. To właśnie o Nim namiętnie dyskutowali. Tymczasem jest On dla nich jak obcy. Doskonale wydobył to Łukasz, pisząc, że kiedy Jezus dołączył do nich i zapytał, o czym rozprawiają, „zatrzymali się smutni” (w. 17), mówiąc do Jezusa: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało” (w. 18). W bólu i w zdenerwowaniu wypowiadają prawdę nie tyle o Jezusie, ile o sobie, choć nie są tego świadomi. Do tej pory byli w stanie wielkiego cierpienia, zagubienia, rozczarowania. Te uczucia jeszcze bardziej ujawniły się w rozmowie z Jezusem. Ale to właśnie On jest centrum Ewangelii. On jest w sercu także tego wydarzenia. Tam, gdzie jest Jezus, dokonuje się przełom. Następuje on właśnie wtedy, gdy do schodzących „w dół” zbliża się Zmartwychwstały. Jego podejście, nacechowane wielką subtelnością, oraz pytania, jakie stawia, ujawniają niezwykłą pedagogię. Jezus zadaje pytanie, o czym rozprawiają, nie dlatego, że nie wie, ale dlatego, aby oni sami opowiedzieli, co się w nich dzieje, aby usłyszeli siebie wobec trzeciej osoby, której na razie nie rozpoznają, aby w ten sposób nabrali dystansu do swoich przeżyć. Najpierw następuje wybuch emocji: są smutni, zdenerwowani, ujawniają swoje rozczarowanie: „A myśmy się spodziewali” (w. 21). Okazuje się, że opowiadają ewangeliczny kerygmat, ale tylko do połowy (kard. C. M. Martini). Ból nie pozwala im pójść dalej. Mówią w szczegółach o śmierci Jezusa i toną w pesymizmie. Nie widzą dalszych wydarzeń i nie widzą życia dla siebie w Jerozolimie. W ich relacji istnieje jedynie negatywne przesłanie. Był to, mimo wszystko, bardzo ważny moment. Jezus podprowadził ich do wypowiedzenia zalegającej w sercu goryczy. Kiedy już się wyżalili, wówczas Jezus zaczyna mówić. Używa mocnego słowa, które dla zasklepionych w lęku i bólu jest jak uderzenie młotem, ale jest także pierwszą iskrą światła wyprowadzającą ich z ciemności. Jezus mówi: „O nierozumni (anoetoi)”, co oznacza także: bezmyślni, twardzi, twardogłowi. Słowo to zwraca uwagę nie na chorobę ich rozumu, ale serca. To ich schorzałe serce jest powodem takiego patrzenia na wydarzenia. Jezus mówi, że jest „nieskore (bradeis) do wierzenia”, czyli powolne, opieszałe. Jezus dobiera trudne, ale żywe słowa, które skutecznie „reanimują” ich serca. Być może już w tym momencie ich serca zaczęły pałać (zob. w. 32). Jezus, chociaż jeszcze tego nie dostrzegają, przez słowo uzdrawia ich serca. Z chwilą gdy zaczyna im wyjaśniać Pisma, ich droga zmienia kierunek. Chociaż fizycznie są w drodze do Emaus, duchowo już zaczynają powracać do Jerozolimy. Owoc słowa ujawni się w swoim czasie. Ale ziarno już znalazło glebę i rozpoczęło „bieg życia”. Tak więc Jezus przywołuje słowa Pisma. Do tej pory ich ludzkie słowa, pochodzące z chorego serca, coraz bardziej ich zamykały. Jezus wprowadza w ich serce słowa Pisma, słowa życia. Zwróćmy jednak uwagę, że słowa Pisma stają się żywe, ponieważ odczytuje je Jezus. Uczniowie mogą przez Jezusa odczytać Pisma. Tylko w ten sposób. To Jezus, Słowo ostateczne, prowadzi do ostatecznego wyjaśnienia Pisma. W Nim każde, nawet najbardziej trudne słowo z czasem staje się zrozumiałe. Bez Jezusa uczniowie nie byli w stanie odczytać Pisma. On stał się ich światłem, dzięki któremu rozumieją to, co przecież już wcześniej czytali. Podobnie jest z naszym odczytywaniem słowa. Łukasz pisze, że Jezus „wykładał im” (w. 27), czyli otwierał zamknięte przed nimi drzwi do objawionej prawdy. Wyjaśniał słowa, które odnosiły się do Niego, a więc odwrócił ich uwagę od nich samych, a skupił na Nim samym. Kiedy Jezus zaczyna wyjaśniać im Pisma, wtedy także zaczyna się wyjaśniać ich życie. Jak długo sami interpretowali słowo przez swoje twarde serce i obciążone spojrzenie, ich życie pozostawało w mrokach niewiedzy, a słowo — tak im się zdawało — zawodziło. Kiedy zaczęli słuchać słowa, tak jak Jezus je słyszy, zaczęło ono interpretować ich życie. Wtedy odsłoniło się znaczenie nawet najbardziej bolesnych wydarzeń. Zaczęli nawet dostrzegać sens cierpienia: „Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć?” (w. 26). Co się dzieje? Zauważmy, że Jezus jest bardzo cierpliwy, nie skraca drogi. Zniża się do ich poziomu. Idzie z nimi w dół. Tłumaczy, wyjaśnia i czeka, aż ich serce będzie zdolne przyjąć słowo. „Ludzie — jak mówi mądrość żydowska — są w stanie usłyszeć tylko to, co są gotowi usłyszeć”. Spotkanie uczniów z Jezusem, Słowem Wcielonym, przypomina, że Bóg mówi do każdego z nas w sposób indywidualny, uwzględnia naszą siłę i przygotowanie (M. Masini). Św. Grzegorz Wielki wyraził tę prawdę w doskonale sformułowanej sentencji: Scriptura crescit cum legente — „Pismo rośnie wraz z czytającym”. Zwraca ona uwagę na doświadczenie, w które wchodzimy za każdym razem, gdy otwieramy Biblię i zaczynamy czytać pierwsze litery i słuchać pierwszego dźwięku, w którym objawia się pokorne słowo Boga. Podczas każdego czytania Biblii dzieje się coś niezwykłego. Wszechpotężne, nieogarnione słowo Boga z dzieckiem rozmawia jak dziecko, z młodzieńcem jak młodzieniec, z dorosłym jak dorosły. „W Piśmie świętym objawia się — jak czytamy w konstytucji Dei Verbum — bez żadnego jednak uszczerbku dla prawdy i świętości Boga, przedziwne «zniżanie się» wiecznej Mądrości, «abyśmy dowiedzieli się o niewysłowionej łaskawości Boga oraz o tym, jak bardzo w swej trosce i staraniu dostosował do nas sposób przemawiania»” (13). Oratio: serce rozmodlone przez słowo Wróćmy do uczniów. Są jak nieporadne dzieci, jakby w stanie napięcia. Jeszcze nie rozpoznali Jezusa, ale czują, że Jego słowa ich dotykają. Chcą trwać przy słowach, których owoców jeszcze nie widzą. Łukasz daje nam niezwykłą lekcję, której ikoną w jego Ewangelii pozostaje Maryja: zachowywała i rozważała słowa, których zrozumienia nie miała. Uczniowie proszą Jezusa: „Zostań (meinon) z nami!” (w. 29). Wszedł więc i został z nimi pod jednym dachem, czyli w zażyłej więzi, w blis-kości. Trwają w słowie. Przebywają razem. Miejsce, gdzie przebywają, ich życie, staje się domem Słowa. To trwanie „serca przy sercu” owocuje nowym wydarzeniem, którego sami nie mogli przewidzieć. Prowadzi ich do kolejnego przełomu. Contemplatio: serce, które pała Obecność Jezusa przełamuje stan ducha uczniów, ich spojrzenie i cierpienie. „Odmówił błogosławieństwo, połamał go [chleb] i dawał im” (w. 30). Jezus od słów przechodzi do znaków. Co oznacza Jego gest? Przełamanie chleba to znak życia. Ten znak dotyczy uczniów, tego, co tu i teraz w nich się dzieje. Obecność Jezusa pokonuje w nich śmierć. Wtedy „otworzyły się im oczy i poznali Go” (w. 31). Odczytali swoje życie jako historię zbawienia. Tam, gdzie odczuwali największą beznadzieję, rodziło się nowe życie. Zaczęli widzieć życie z perspektywy Jezusa. I kiedy Go poznali, „On zniknął im z oczu” (w. 31). Ich serce zostało przemienione. Otrzymali nowe spojrzenie. Poczuli w sobie życie, które nosili w zalążku. „I mówili między sobą: «Czy serce nie pałało w nas...?»” (w. 32). Nie ma nic piękniejszego, niż doświadczać obecności Boga pośród codzienności i modlić się nią. Człowiek kontemplacji potrafi rozpoznać obecność Boga w najprostszych znakach codzienności i kroczyć z Nim w jednym kierunku, nawet wtedy, gdy wydaje się, że On znika sprzed oczu... Contemplatio jest więc doświadczeniem, które dokonuje się w codzienności. Nie jest ucieczką od tego czasu, ale wręcz przeciwnie — odnalezieniem jego centrum. Ten, kto dzięki słowu odnajduje Jezusa jako centrum życia, odnajduje także sens codzienności. Jezus znika, to znaczy pozostawia uczniom pełną wolność w kierowaniu swoim życiem. Pozostaje nadal obecny — jak wtedy, gdy wyruszyli w drogę do Emaus, gdy kłócili się, gdy zatrzymali się smutni. Uzdrawia serca i pozwala, aby biły rytmem ich życia i wiary. Niczego nie narzuca, nie wymusza. Pozostaje jakby w cieniu — nawet wówczas, gdy idziemy w odwrotnym kierunku, gdy żyjemy pełni bólu — lecz zawsze obecny: w słowie, Eucharystii, w wielu przechodniach, w znakach pros-tych jak chleb. Zawsze pragnie jednego: zmartwychwstać. Taka jest też konkluzja Łukasza. Napisał: „W tej samej godzinie, zabrali się i wrócili do Jerozolimy”. Używa określenia anastantes — „powstawszy”, a więc tego samego, które zostało użyte w relacji o zmartwychwstaniu Jezusa. Oni nie tylko powstali od stołu. W sensie duchowym: oni powstali z martwych! (I. Gargano). Takie powstanie nie mogło się dokonać o ludzkich siłach. Krzysztof Wons SDS (ur. 1959), rekolekcjonista, kierownik duchowy, teolog duchowości, dyrektor Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie, redaktor naczelny „Zeszytów Formacji Duchowej”. Ostatnio opublikował w cyklu lectio divina książki Uwierzyć Jezusowi. Rekolekcje ze św. Markiem i Powierzyć się Jezusowi. Rekolekcje ze św. Mateuszem. opr. aw/aw Ostatnie słowa jego siostry wydały mu się absurdalne. Złoczyńca powinien zapłacić za swoje czyny. Mężczyzna z blizną, pozbawiony już resztek nadziei, sensu, wszystkiego co posiadał, siedział przy tym samym drzewie, przy którym, na stercie zeschłych liści, znalazła mnie kiedyś ciotka. Kiedy klękam do modlitwy moim jedynym pragnieniem jest tak jej się oddać, aby stracić zupełnie świadomość wszystkiego innego. Odpłynąć, wznieść się pod sklepienia niebieskie. Zapomnieć o otaczającym świecie, osobach, które są obok, o tym co zajmuje mnie cały czas i trwać w Panu. Moje serce pragnie ukryć się obok Jego serca, chce dać się pochłonąć Jego Miłości. Dzisiaj kiedy przystępowałam do Komunii Świętej miałam dreszcze i zimne poty, gdy przyjęłam Pana Jezusa i uklęknęłam w moim sercu zapanował pokój, jednak nie mogłam skupić się na modlitwie. Rozpraszał mnie śpiew, spojrzenia innych, ich bliskość, a z drugiej strony tak wielkim darem jest ta wspólnota, z którą przeżywałam dzisiejszą Mszę. Poprosiłam Pana Boga, aby pozwolił mi naprawdę go uwielbiać. Nie wiem co się ze mną działo, wyobraziłam sobie, że klękam przed Panem Jezusem i schylam głowę, ale jednocześnie chciałam otworzyć przed Nim moje serce, okazać mu miłość. W mojej głowie zapanowała światłość. Pan Jezus wyciągał do mnie ręce. Próbowałam sobie wyobrazić, że opuszczam ziemię i wznoszę się do Nieba, że tam w ciszy mogę uwielbiać Jego Imię. Nagle poczułam wielką radość w sercu, która przejmowała mnie dogłębnie. Zdawało mi się, że oto naprawdę widzę Jego oblicze, pełne majestatu. Czułam, jak wznosze się ku górze i jestem z nim sam na sam. Wiem, że trwało to zaledwie chwilkę, tu na ziemi, ale w moim sercu to była długa chwila radości. Moje serce zatrzęsło się. Poczułam taką jedność z Panem, której pragnęłam, poczułam Jego Ojcowską Miłość. Później śpiewałam "Będę tańczyć przed Twoim tronem i oddam Tobie chwałę" i naprawdę tańczyłam, słowa piosenki, były modlitwą mojego serca. Po Mszy wciąż czułam w sobie radość, byłam szczęśliwa, bo wiedziałam jak wielka łaska mnie spotkała. Dzisiaj w ten sposób przemówił do Mnie Pan! Obecny w Eucharystii Jezus okazał mi Swoją Miłość, która napełniła mnie wielkim szczęściem. Pozwolił mi być blisko siebie. "W duszy zjednoczonej z Bogiem zawsze jest wiosna" Chwała Panu!
Jest jedno ciało, jest jeden Pan, D G D jednoczy nas w Duchu byśmy razem szli. G D Usta głoszą chwałę Mu, w ręku słowa Jego miecz, G A fis h w moc odziani tak idziemy, zdobywamy ziemię tę. G e C A Jesteśmy ludem Króla Chwał, Jego świętym narodem, D A wybranym pokoleniem, by objawiać Jego cześć. G e C A Jesteśmy ludem Króla
Tekst piosenki: Słowa Jego są słodyczą i cały pełen jest powabu Taki jest Miły mój oto Przyjaciel mój, córki Jeruzalem Tłumaczenie: Najczęściej pojawiające się teksty w piosence Słowa Jego są słodyczą:Jeden raz pojawia się tekst oto Przyjaciel mój córki Jeruzalem po raz pojawia się tekst Taki jest Miły mój po raz pojawia się tekst i cały pełen jest powabu po polsku. Pokaż więcej tekstów piosenek wykonawcy Siewcy Lednicy wraz z tłumaczeniem. Wpis dodany przez użytkownika: heavylion237 7) i wróci się proch do ziemi, tak jak nią był, a duch powróci do Boga, który go dał. (Księga Koheleta 12:7, Biblia Tysiąclecia) Jak widać więc, Księga jest integralną całością, dynamicznie rozwijaną mową. Gdybyśmy wyciągali z niej 'pojedyncze wersety', popatrzmy do jakich absurdalnych sprzeczności możemy dojść Dołącz do innych i śledź ten utwór Scrobbluj, szukaj i odkryj na nowo muzykę z kontem Czy znasz wideo YouTube dla tego utworu? Dodaj wideo Czy znasz wideo YouTube dla tego utworu? Dodaj wideo O tym wykonwacy Siewcy Lednicy 1 480 słuchaczy Powiązane tagi Siewcy Lednicy to grupa muzyków, którzy żyją ideą Lednicy i słowami Ojca Świętego Jana Pawła II, kierowanymi do młodzieży każdego roku na Polach Lednickich. Powstali, aby wspierać muzycznie spotkania lednickie i promować je podczas swoich koncertów w całej Polsce, a także za granicą. Zespół powstał w roku 2001 i zadebiutował piosenką „Tańcem chwalmy Go!” podczas spotkania lednickiego. W jego skład wchodzą muzycy z Poznania oraz z Żywiecczyzny i Podhala: - Piotr „Żarówa” Ziemowski (śpiew, gitara akustyczna, instrumenty perkusyjne) - Anna Pokusa (wokal) - Kuba Topór „Grzybek… dowiedz się więcej Siewcy Lednicy to grupa muzyków, którzy żyją ideą Lednicy i słowami Ojca Świętego Jana Pawła II, kierowanymi do młodzieży każdego roku na Polach Lednickich. Powstali, aby wspierać … dowiedz się więcej Siewcy Lednicy to grupa muzyków, którzy żyją ideą Lednicy i słowami Ojca Świętego Jana Pawła II, kierowanymi do młodzieży każdego roku na Polach Lednickich. Powstali, aby wspierać muzycznie spotkania lednickie i promować je po… dowiedz się więcej Wyświetl pełny profil wykonawcy Podobni wykonawcy TGD 10 353 słuchaczy Wyświetl wszystkich podobnych wykonawców
\n\n \n słowa jego są słodyczą tekst
569 views, 7 likes, 14 loves, 2 comments, 4 shares, Facebook Watch Videos from TOTUS TUUS: "Słowa Jego są słodyczą" podczas wczorajszej adoracji Wsłuchaj się w słowa Tego, który jest z Tobą na
Jozafat R. Gohly OFM – MODLITWY FRANCISZKAŃSKIE – część IX . UWIELBIENIE BOGA NAJWYŻSZEGO . 1 Ty jesteś Święty Pan Bóg jedyny, który czynisz cuda (por. Ps 76,15). 2 Ty jesteś mocny, Ty jesteś wielki (por. Ps 85,10), Ty jesteś najwyższy, Ty jesteś Królem wszechmogącym, Ojcze święty (J 17,11), Królu nieba i ziemi (por. Mt 11,25). 3 Ty jesteś w Trójcy jedyny Pan Bóg nad bogami (por. Ps 135,2), Ty jesteś dobro, wszelkie dobro, najwyższe dobro, Pan Bóg żywy i prawdziwy (por. 1Tes 1,9). 4 Ty jesteś miłością, kochaniem; Ty jesteś mądrością, Ty jesteś pokorą, Ty jesteś cierpliwością (Ps 70,5), Ty jesteś pięknością, Ty jesteś łaskawością, Ty jesteś bezpieczeństwem, Ty jesteś ukojeniem, Ty jesteś radością, Ty jesteś nadzieją naszą i weselem, Ty jesteś sprawiedliwością, Ty jesteś łagodnością, Ty jesteś w pełni wszelkim bogactwem naszym. 5 Ty jesteś pięknością, Ty jesteś łaskawością, Ty jesteś opiekunem (Ps 30,5), Ty jesteś stróżem i obrońcą naszym; Ty jesteś mocą (por. Ps 42,2), Ty jesteś orzeźwieniem. 6 Ty jesteś nadzieją naszą, Ty jesteś wiarą naszą, Ty jesteś miłością naszą, Ty jesteś całą słodyczą naszą, Ty jesteś wiecznym życiem naszym: Wielkim i przedziwnym Panem, Bogiem wszechmogącym, miłosiernym Zbawicielem. . Okoliczności powstania Uwielbienie Boga Najwyższego powstało na Alwerni we wrześniu 1224 r. Franciszek po raz kolejny udał się w to miejsce, by odprawić czterdziestodniowy post ku czci Błogosławionej Dziewicy i św. Michała Archanioła. Post rozpoczynał się od święta Wniebowzięcia NMP i trwał do 23 września, do uroczystości św. Michała Archanioła. Razem z nim był na Alwerni obecny brat Leon, jako towarzysz i sekretarz Biedaczyny. Modlitwa Uwielbienia Boga Najwyższego została napisana osobiście przez św. Franciszka. Na niewielkim pergaminie o wymiarach 10×14 cm znajduje się na jednej stronie błogosławieństwo dla brata Leona, a na drugiej uwielbienie Boga Najwyższego. O okolicznościach powstania tej modlitwy pisze Celano w następujący sposób: „Kiedy Święty przebywał na górze Alwernia, zamknięty w celi, jeden z jego towarzyszy bardzo pragnął mieć krzepiące pismo ku czci Pana, skreślone krótko ręką świętego Franciszka. Wierzył bowiem, że za pomocą tego pisma wyjdzie cało albo przynajmniej mniej ucierpi od ciężkiej pokusy, jaka go dręczyła, pokusy nie ciała, lecz ducha. Męczył się tym pragnieniem, ale bał się wyjawić go otwarcie świętemu ojcu. Ale to, czego nie powiedział mu człowiek, objawił Duch. Pewnego dnia Franciszek zawołał go, mówiąc: „Przynieś mi kartę i atrament, ponieważ chcę napisać słowa Pańskie i Chwalby, jakie rozważyłem w sercu swoim”. Szybko przyniósł mu, o co prosił, a Święty napisał własnoręcznie Chwalby Pana i słowa, jakie chciał, a na końcu błogosławieństwo dla brata. Powiedział: „Weź sobie tę kartę i pilnie strzeż jej aż do dnia swej śmierci” (2 Cel 49). Modlitwa zachowała się w rękopisie do dnia dzisiejszego i znajduje się w relikwiarzu, w pomieszczeniu znajdującym się obok bazyliki dolnej w Asyżu. Stary inwentarz Sacro Convento wspomina o tej relikwii w spisie inwentarza z 1338 r.: „Również jest tablica drewniana ze szkłem z obu stron, w której jest błogosławieństwo, które dał święty Ojciec Franciszek bratu Leonowi, towarzyszowi swemu, napisane własną ręką tego świętego Ojca; i uwielbienia jego są tamże” oraz w inwentarzu z 1473 r., który wspomina srebrny relikwiarz, „w którym jest własnoręczne pismo świętego Franciszka” (Pisma, s. 241-242). Na przedniej stronie ukazane jest błogosławieństwo dla br. Leona, na odwrocie modlitwa Uwielbienie Boga Najwyższego. Oprócz słów napisanych osobiście przez Franciszka, pergamin zawiera napisaną czerwonym atramentem adnotację poczynioną później przez br. Leona. Brat Leon napisał własnoręczne uwagi na wspomnianym pergaminie, wyjaśniając dokładniej okoliczności powstania modlitwy: „Błogosławiony Franciszek na dwa lata przed swoją śmiercią odprawiał post czterdziestodniowy na Alwerni ku czci Błogosławionej Dziewicy, Matki Boga i Błogosławionego Michała Archanioła od święta Wniebowzięcia Świętej Maryi Dziewicy do święta św. Michała we wrześniu, i spoczęła na nim ręka Pańska; po widzeniu i słowach Serafina oraz pojawieniu się stygmatów Chrystusa na jego ciele ułożył te uwielbienia napisane na drugiej stronie kartki i własną ręką napisał, dziękując Bogu za dobrodziejstwo mu wyświadczone” (Pisma, wyd. s. 65). Pośrodku kartki br. Leon dopisał wyjaśnienie: „Błogosławiony Franciszek napisał własną ręką to błogosławieństwo dla mnie, brata Leona” oraz u dołu „W ten sam sposób własnoręcznie uczynił ten znak Thau z głową” (Pisma, s. 242). Z tekstu wynika, że pierwotną była modlitwa uwielbienia, a następnie Franciszek na odwrocie napisał błogosławieństwo dla br. Leona. Uwagi Leona mówią o autorstwie Franciszka – „własną ręką napisał”, czasie powstania utworu – „we wrześniu”, po „pojawieniu się stygmatów Chrystusa” oraz o motywach ułożenia tego hymnu uwielbienia – „dziękując Bogu za dobrodziejstwo mu wyświadczone”. Leon nosił nieustanni ze sobą ten kawałek pergaminu jak relikwia. Z tego powodu, iż pergamin złożony był na czworo i noszony wiele lat – br. Leon zmarł w 1271 r., jest nieco zniszczony. Lepiej zachowana jest część zawierająca błogosławieństwo dla br. Leona. Modlitwa uwielbienia jest mało czytelna, ale tekst tej modlitwy jest doskonale zachowany dzięki licznym odpisom. Odpisy znajdują się w licznych zbiorach rękopiśmiennych z XIV i XV w. Łącznie zawierają ten tekst dwadzieścia dwa rękopisy, dwa starowłoskie tłumaczenia oraz trzy wczesne druki z XVI w. (Pisma, s. 243). Budowa modlitwy Tekst modlitwy Uwielbienie Boga Najwyższego składa się z 33 wierszy. Została ona napisana pod koniec postu ku czci św. Michała, który trwał przez dni 40. Tak jakby dla każdego dnia było przeznaczone jedno wezwanie. Większość z nich rozpoczyna się słowami „Ty jesteś…”. Modlitwa stanowi zbiór różnych aklamacji biblijnych lub osobistych wezwań. Dziewięć aklamacji ma swoje bezpośrednie odniesienie do tekstów biblijnych, głównie do Księgi Psalmów lub ksiąg nowotestamentalnych. Pozostałe wyrażają osobistą relację autora do Boga. Franciszek dwukrotnie powtarza dwie aklamacje. W strofie czwartej i piątej mamy powtórzenia przymiotów Boga: „Ty jesteś pięknością, Ty jesteś łaskawością”. Na podstawie użytych określeń można zobaczyć jaki obraz Boga ukształtował się w sercu św. Franciszka. Słowa Biedaczyny są na tyle ważne, że wypływają bezpośrednio z jego wewnętrznego natchnienia, które napełniało go tuż po stygmatyzacji: „chcę napisać słowa Pańskie i Chwalby, jakie rozważyłem w sercu swoim”. W tym samym duchu zostało nakreślone Błogosławieństwo dla brata Leona, które stanowi tylko trzy wiersze i jest powtórzeniem błogosławieństwa aaronowego znanego z Księgi Liczb. Kartka dla Brata Leona chociaż ma wyraźnie dwie strony, dwa oblicza, stnowi pewną całość. Na jednej stronie Franciszek rysuje obraz wielkości Boga, który jest mocny, wielki, najwyższy, Królem wszechmogącym – „wiecznym życiem naszym”. Natomiast na drugiej stronie pergaminu kreśli spływające od wielkiego Boga na br. Leona błogosławieństwo – „Niech zwróci oblicze swoje ku tobie i niech cię obdarzy pokojem”. W błogosławieństwie dla brata Leona Franciszek ujmuje jeszcze jeden przymiot Boga, niewypowiedziany w samym Uwielbieniu Boga Najwyższego. To pokój, który jest następstwem skierowania Bożego oblicza na człowieka i przyjęcia Jego błogosławieństwa. W ten sposób Franciszek uzupełnia obraz Boga, który błogosławi, strzeże, miłuje się nad człowiekiem, zwraca swe oblicze na człowieka, a przede wszystkim obdarza pokojem, który jest darem samego Boga. W większości publikacji uwielbienie jest drukowane w jednym ciągu, bez wyraźnego podziału. Przypomina formę litanii, wychwalającą przeróżne przymioty, zaczynając każdy wiersz od zwrotu „Ty”, skierowanego do Boga. Patrząc jednak na zawartość treściową poszczególnych wezwań, możemy podzielić cały tekst na trzy części. Analiza tekstu 1 Ty jesteś Święty Pan Bóg jedyny, który czynisz cuda (por. Ps 76,15). 2 Ty jesteś mocny, Ty jesteś wielki (por. Ps 85,10), Ty jesteś najwyższy, Ty jesteś Królem wszechmogącym, Ojcze święty (J 17,11), Królu nieba i ziemi (por. Mt 11,25). 3 Ty jesteś w Trójcy jedyny Pan Bóg nad bogami (por. Ps 135,2), Ty jesteś dobro, wszelkie dobro, najwyższe dobro, Pan Bóg żywy i prawdziwy (por. 1Tes 1,9). . Pierwsza część modlitwy wskazuje na samego Boga, na Jego świętość i wielkość. Większość modlitw św. Franciszek rozpoczyna od ukazania wielkości Boga: „Najwyższy, chwalebny Boże”, „O Najświętszy Ojcze nasz”, „Wszechmogący, wiekuisty, sprawiedliwy i miłosierny Boże”. Uwielbienie rozpoczyna się od stwierdzenia – „Ty jesteś Święty Pan Bóg jedyny”, wraz ze zdaniem pobocznym „który czynisz cuda”. Potem następuje zestawienie innych określeń odnoszących się do świętości Boga: mocny, wielki, najwyższy, Król wszechmogący, Król nieba i ziemi, w Trójcy jedyny, Bóg nad bogami, Bóg żywy i prawdziwy. To wielki szacunek Franciszka do Boga, którego traktuje jako Pana nieba i ziemi. Nie przeszkadza to odnosić się do Wszechmocnego Boga w formie „Ty”. Biedaczyna jest równocześnie świadomy tego, iż Święty Bóg jest jego Ojcem, „który czyni cuda” i jest dawcą wszelkiego dobra – „Ty jesteś dobro, wszelkie dobro, najwyższe dobro”. Zwrot ten pojawia się również w innych tekstach Franciszka, jak Modlitwa pochwalna odmawiana przy wszystkich godzinach: „Wszechmogący, najświętszy, najwyższy i największy Boże, wszelkie dobro, największe dobro, całe dobro, który sam jesteś dobry” (MP 11), czy w Regule niezatwierdzonej, gdzie Franciszek pisze: „jedynego prawdziwego Boga, który jest pełnią dobra, wszelkim dobrem, całym dobrem, prawdziwym i najwyższym dobrem, który sam jeden jest dobry” (1 Reg 23, 9). Największego cudu dobroci Boga właśnie co doświadczył na Alwernii, otrzymując znamiona męki Chrystusa, upodabniając się w ten sposób do Tego, którego przez całe życie pragnął naśladować w sposób doskonały. Jakże nie cieszyć się i nie uwielbiać Boga za tak wielki dar, który otrzymał? Franciszek dwukrotnie w tym fragmencie uwielbienia modli się do Ojca słowami samego Jezusa. Jeno wezwanie zaczerpnięte jest z modlitwy arcykapłańskiej Chrystusa podczas ostatniej wieczerzy, kiedy modli się „Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś” (J 17, 11). Drugi użyty fragment pochodzi z Ewangelii św. Mateusza i przypomina modlitwę Jezusa: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom” (Mt 11, 25). Transcendecja i wielkość Boga, o której tak wiele Franciszek mówi w początkowych wersetach tej modlitwy, wcale nie oddala Boga od człowieka. Bóg, który jest Święty, Król nieba i ziemi, w Trójcy jedyny, jest Ojcem świętym, przepełnionym dobrocią. Dla Franciszka ten wszechmogący Bóg jest Bogiem żywym i prawdziwym, pełnym miłości i mądrości, o czym pisze w kolejnych wezwaniach modlitwy. 4 Ty jesteś miłością, kochaniem; Ty jesteś mądrością, Ty jesteś pokorą, Ty jesteś cierpliwością (Ps 70,5), Ty jesteś pięknością, Ty jesteś łaskawością, Ty jesteś bezpieczeństwem, Ty jesteś ukojeniem, Ty jesteś radością, Ty jesteś nadzieją naszą i weselem, Ty jesteś sprawiedliwością, Ty jesteś łagodnością, Ty jesteś w pełni wszelkim bogactwem naszym. 5 Ty jesteś pięknością, Ty jesteś łaskawością, Ty jesteś opiekunem (Ps 30,5), Ty jesteś stróżem i obrońcą naszym; Ty jesteś mocą (por. Ps 42,2), Ty jesteś orzeźwieniem. 6 Ty jesteś nadzieją naszą, Ty jesteś wiarą naszą, Ty jesteś miłością naszą, Ty jesteś całą słodyczą naszą, Ty jesteś wiecznym życiem naszym: . Ta część modlitwy uwielbienia Boga skupia się na określeniu natury Boga. Wykaz rozpoczyna stwierdzenie: „Ty jesteś miłością, kochaniem”. Podwójne wymienienie miłości ma tylko podkreślić ważność i wielkość miłości Boga. Po miłości jest mądrość, pokora i cierpliwość, piękno i łaskawość, bezpieczeństwo i ukojenie, radość, nadzieja i wesele oraz sprawiedliwość poprzedzająca łagodność. Każde z tych wezwań ma swoje uzasadnienie i potwierdzenie w innych pismach św. Franciszka. Wszystko to buduje pewne napięcie i prowadzi do podsumowania pierwszego etapu tej części i stwierdzenia: „Ty jesteś w pełni wszelkim bogactwem naszym”. To oddaje w pełni Franciszkowe „Bóg mój i wszystko”. Jeżeli ktoś posiada Boga, to przez Niego może cieszyć się wszelkim dobrem, bo On jest wszelkim bogactwem człowieka zanurzonego w Bogu. Po ukazaniu wielkości Boga i Jego potęgi, Franciszek najpierw powtarza użyte już wyrażenia mówiące o piękności i łaskawości Boga, a następnie wymienia zwroty ukazujące Boga otaczającego troską i opieką człowieka. Przy Bogu, który jest Opiekunem, Stróżem, Obrońcą, Mocą i Orzeźwieniem, człowiek może czuć się bezpieczny. Wezwania z tej części modlitwy są pełne pokrzepienia i umocnienia. Pozwalają na budowaniu swojego życia na fundamencie wiary, nadziei i miłości. Kiedy Franciszek rozpoczynał swoje życie pokuty modlił się w kościele św. Damiana prosząc o „prawdziwą wiarę, niezachwianą nadzieję i doskonałą miłość”. Po przeżyciu kilkunastu lat w łączności z Bogiem, modli się stwierdzając: „Ty jesteś nadzieją naszą, Ty jesteś wiarą naszą, Ty jesteś miłością naszą”. Już nie musi prosić. Posiadł Boga, który napełnił go największym szczęściem i radością, który stał się dla niego „całą słodyczą”. Jak emocjonalnie i wewnętrznie przeżywał Boga pisze Celano w życiorysie Franciszka: „Bracia, którzy z nim przebywali, wiedzą jak codziennie i stale głosił Jezusa, jak słodko i rozkosznie rozprawiał o Nim, jak łagodnie i z pełną miłością rozmawiał na Jego temat.” (1 Cel 86). „Spośród różnych słów, jakimi posługiwał się w mowie potocznej, nie bez pewnego wzruszenia słuchał o miłości Boga. Słysząc o miłości Boga, natychmiast pobudzał się, wzruszał, rozpalał, jak gdyby pałeczką zewnętrznego głosu dotknięto wewnętrznych strun jego serca.” (2 Cel 196). Ostatnie zdanie tej części ukierunkowuje nas na ostateczność – „Ty jesteś wiecznym życiem naszym”. Franciszek zawsze żył w świadomości, iż nasze ziemskie życie znajdzie kontynuację i dopełnienie w życiu wiecznym i o tym nie zapomina w modlitwie Uwielbienia i słowach pociech skierowanych do br. Leona. Wielkim i przedziwnym Panem, Bogiem wszechmogącym, miłosiernym Zbawicielem. . Ostatnie zdanie Uwielbienia na nowo przypomina wielkość Boga. To klamra spinająca całość modlitwy i nawiązująca do pierwszego wezwania, mówiącego „Ty jesteś Święty, Pan Bóg jedyny”. Franciszek kończąc modlitwę po raz kolejny przywołuje wielkość i niepojętość Boga. Czyni to potrójną aklamacją, używając trzech tytułów: Pan, Bóg, Zbawiciel. Mówi o Panu wielkim i przedziwnym, o Bogu wszechmogącym oraz Zbawicielu miłosiernym. Nawet jeżeli niepojęta i nieogarniona jest wszechmoc i wielość Boga, to ostatnim przymiotem, o którym mówi Franciszek jest Boże miłosierdzie. W modlitwie możemy odczuć serce Franciszka, w którym jest radość kochania i poczucie, że jest się kochanym przez Boga. W użytych wyrażeniach i zwrotach Biedaczyna ukazuje całą głębię swoich uczuć i miłości do Boga, który jest dla niego ukojeniem, radością, orzeźwieniem, słodyczą. Co charakterystyczne dla Biedaczyny i w innych jego modlitwach, ukazuje swoją małość i uniżenie wobec wielkiego i świętego Boga. On – Franciszek, jest niczym wobec Boga, który jest „wszelkim dobrem”, „wszelkim bogactwem”, „wiecznym życiem naszym”, „Król wszechmogący”, „Pan Bóg nad bogami”. Uwielbienie zostało napisane na wyraźną prośbę br. Leona, który prosił Franciszka o pomoc w swojej trudnej sytuacji i szukał słów pokrzepienia i umocnienia w pokusach. Prosił o podarowanie pocieszającego słowa Pańskiego. Układ modlitwy i poszczególne wezwania ukazują pedagogię Biedaczyny z Asyżu. Nie znajdziemy w Uwielbieniu negatywów, ani jakichkolwiek zaprzeczeń. Franciszek wypowiadając swoją litanię uwielbień ponad 30 razy stwierdza: „Ty jesteś…”. Takim odbiera Boga Franciszek, ale również wiele razy, zwłaszcza w końcowej części modlitwy wypowiada swoje stwierdzenia w liczbie mnogiej: „Ty jesteś… naszym” – bogactwem, nadzieją, wiarą, miłością, słodyczą, życiem naszym. Franciszek wskazuje w pierwszym rzędzie na wielkość i świętość samego Boga, który jest żywy i prawdziwy, i jest dawcą wszelkiego dobra, bo jest wszelkim i najwyższym dobrem. Następnie podkreśla Bożą miłość i mądrość, ukazując także inne przymioty Boga, bo On jest wszelkim bogactwem naszym. To prowadzi do ukazania Boga jako opiekuna, stróża i obrońcę, dającego nam orzeźwienie. Na takim Bogu, który jest naszą mocą, możemy budować fundamenty wiary, nadziei i miłości. Podsumowaniem modlitwy jest potrójne wyrażenie wiary w Boga, który jest Panem, Bogiem wszechmogącym, a przede wszystkim miłosiernym Zbawicielem. Wnioski praktyczne Modlitwa została napisana po otrzymaniu przez Franciszka stygmatów na górze Alwernii. Na dar, który otrzymał, Biedaczyna odpowiada wdzięcznością i uwielbieniem Boga. Uczmy się od Serafickiego Ojca wychwalania Boga i dziękowania za rozliczne dary, które otrzymujemy każdego dnia. . Modlitwę uwielbienia można wykorzystać jako modlitwę adoracyjną podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu, czy jako modlitwa dziękczynienia po Komunii Świętej. Podczas osobistej refleksji i modlitwy słowami tego Uwielbienia, można zastanowić się i dłużej rozważyć, które wezwanie jest dla mnie najbliższe i dlaczego? Jaki obraz Boga ukształtował się w moim sercu? Kim dla mnie jest Bóg? Wnioski z osobistej modlitwy mogą stać się przedmiotem dalszej dyskusji i rozmowy w grupie. Mając za wzór Franciszkowe Uwielbienie, mogę napisać własną litanię uwielbień Boga. Będzie to odpowiedź na pytanie – kim dla mnie osobiście jest Bóg i jakie przymioty ja w Nim zauważam? Przeprowadzając ćwiczenie w grupie, każdy uczestnik może przygotować jedno własne wezwanie, a całość modlitwy może zostać odczytana wspólnie podczas modlitwy końcowej lub adoracji.
pc3wBpf. 296 372 290 472 70 210 73 144 100

słowa jego są słodyczą tekst